Wdeptani w parkiet…

Za nami jeden z najsłabszych meczy w historii Kamy. Za to co pokazaliśmy wypada przeprosić kibiców, a sportową złość przenieść na kolejne spotkanie.

Pierwsza kwarta szła nam bardzo dobrze…, jeżeli chodzi o zbieranie przewinień. Już w pierwsze 5 minut zebraliśmy ich tyle, że pora było sadzać graczy na ławkę. Byki w tym fragmencie gry, także nie imponowały skutecznością, ale przynajmniej nie zbierali fauli. Kwarta kończy się wynikiem 14:4 dla Byków. Masakra!

Po przerwie, jakby coś drgnęło i zbliżyliśmy się do Byków na 4-6 pkt. Wtedy człuchowianie sięgnęli po czas i wszystko wróciło do normy. Niemiłosiernie nękał nas Grzegorz Skoczyk akcjami 2+1, a na ławę posadził połowę składu. Dysproporcja w ilości przewinień w tym spotkaniu była irracjonalna.

O pozostałych kwartach nie będę pisał bo przegrywaliśmy każdą koleją odsłonę meczu. Finalnie udało nam się dograć spotkanie w 5 do końca a mecz zakończył się wynikiem 69:41.

Dlaczego przegraliśmy? Koszykówka to jednak skomplikowany sport. Łapiesz przewinienia, tracisz pewność, spada skuteczność i sypie się gra. Chcesz coś zmienić i zaczynasz kombinować a to nie zawsze wychodzi na dobre. Niestety w tym spotkaniu nic nam nie wyszło. Mnóstwo strat, jedna celna 3, zagrana jedna kontra. Byki przyszły na spotkanie przygotowane i zrealizowały swój plan. Nam należy się pała, którą wypada poprawić w kolejnym spotkaniu.

Jeden pozytyw – całkiem fajne ujęcia okiem Alicji.